poniedziałek, 18 maja 2015

2. Ból cię wyzwoli

Muzyka - kliknij.

Komisariat policji, Baltimore, 20 luty 2015. Godzina 8:30

Na parking wjechał wysoki samochód w czarnym kolorze. Otwarły się jego drzwi, a eleganckie buty upadły na beton. Kierowca w pośpiechu przekręcił kluczyki i szybkim krokiem udał się do budynku. Tam skierował się w stronę podwyższenia pośrodku sali głównej, na którym znajdowało się jego biurko. Położył na blacie skórzaną torbę i usiadł w obrotowym fotelu. Przejrzał dokumentację nowego śledztwa bardzo dokładnie, starając się wyczytać najdrobniejsze szczegóły. Podniósł się z siedzenia, krzycząc tak, by wszyscy obecni usłyszeli.
- Jedziemy na most Francisa Scotta Key'a!
Dwóch komisarzy wstało zza biurek, dołączając do Bradleya. Nie czas, by wyznaczać osoby, które mogą brać udział w śledztwie. Wszyscy chętni natychmiast musieli kierować się tam, gdzie wyznaczył zastępca komendanta. Bez zbędnych komentarzy.
Odpalił policyjny wóz. W trakcie jazdy towarzyszyły im wiadomości nadawane w radiu. Jednak myśli policjanta krążyły po odległej orbicie.
W nocy z 19 na 20 lutego znaleziono ciało młodego narkomana. Zmarł z przedawkowania heroiny. Dla osoby uzależnionej 200 lub 300 mg tej substancji było śmiertelne. Sprawa całkiem przeciętna, takie sytuacje miały miejsce na co dzień, lecz agenta Warda coś w tym intrygowało. Narkoman nie zabijał się ot tak, bez żadnego powodu. Tutaj musiała ingerować osoba trzecia. Diler, ukochana, a może rodzina.
Skrzywił się na widok powykręcanego mężczyzny leżącego na betonie. Natychmiast kazał przykryć go folią. Wcześniej sprawdził jego rękę. Całe przedramię skute miał przez igły. Jakby człowiek z drżącymi dłońmi nie mógł wkłuć się w żyłę. Nieco dalej od ciała leżała strzykawka. Włożył ją do woreczka, który zawsze miał przy sobie. 
- To nie diler. Sprawdziłem jego pocztę oraz kontakty w telefonie. Koleś zawsze płacił za towar – mruknął mu do ucha wysoki mężczyzna, który dołączył do niego w komisariacie.
- Więc narzeczona. Właściwie była narzeczona, patrząc na stan jego zapaści.
- Nie mogę znaleźć jej namiarów. Musimy jechać do mieszkania tego faceta.
Meliny tego faceta, poprawił go w myślach Bradley. Dobrze wiedział do jakiej ruiny sprowadzali swoje życie narkomani. Często brał udział w akcjach tego typu, choć zazwyczaj starał się ich unikać. Wszystko wyglądało niemal tak samo. List napisany pochyłym pismem, który informował o popełnieniu samobójstwa. Niezapłacone rachunki u przemytnika narkotyków. Mężczyznę nudziły takie sprawy, lecz ta od początku wyglądała inaczej. I nie tylko z powodu, że narkoman skończył Harvard oraz pochodził z dobrej rodziny. Chodziło o to, że był kochany. To akurat rzadkość.


♣ ♣ ♣

Pchnął spróchniałe drzwi drewnianego domku na obrzeżach Baltimore. Na wejściu uderzył go smród zgniłej żywności. Przyznał w myślach, że w kostnicy Silvany pachniało nieco przyjemniej. Na półce w korytarzu leżała skrzyneczka. Podniósł jej wieczko i ujrzał zapas nowych strzykawek. Mężczyzna przynajmniej dbał, by nie dostać zakażenia. W eskorcie dwóch komendantów przeszedł do salonu. 
- Boże - mruknął jeden z towarzyszy broni, któremu na imię było Harvey. 
Jego komentarz był adekwatny do widoku pomieszczenia. Z poduszek kanapy wyrwana została wata, jak gdyby ktoś przeszukiwał każdy kąt mieszkania. Rozbita lampa leżała na podłodze, a pod stołem znajdowało się opakowanie po pizzy. To akurat była jedyna normalna rzecz w tym pokoju. Porozsuwane szuflady, z których wystawały nieułożone ubrania. Mała wysepka nieświeżej bielizny. Złota rybka leżąca na dywanie obok potłuczonego akwarium. Bradley nie wiedział do czego wsadzić ręce. 
Rozsunął szufladę biurka. W środku leżał brązowy dziennik zamknięty na zatrzask. Położył go na blacie i otworzył. Notatki wykonane w pośpiechu. Niechlujne pismo. Plama po rozlanej kawie. Dotarł do części adresowej. Obok imienia Liz narysowane było jedno czarne serce. Chwycił telefon z biurka, chcąc zatelefonować do dziewczyny. Tak jak przewidywał, brak sygnału. Nie płacił rachunków, by mieć na towar. 


♣ ♣ ♣

Wspomniana Liz odebrała po trzecim sygnale i Bradley otrzymał przyzwolenie na odwiedzenie jej w domu. Wyruszył sam, by nie nękać kobiety towarzystwem większej ilości gliniarzy. Zapukał w drzwi, parkując wcześniej samochód na chodniku. Czekając na otwarcie, rozejrzał się po okolicy. Miejsce było przyjemne. Wysoki żywopłot odgradzał posesję Liz od sąsiadów. W ogródku zasadziła kolorowe kwiaty, a pod ścianą domu kwitnęły malwy. Aż dziw, że kobieta była w jakiś sposób powiązana z mężczyzną, który mieszkał w starej, zmokłej chacie. 
- Dzień dobry - z zamyślania wyrwał go delikatny głos. Obrócił głowę w miejsce, skąd go usłyszał. Ujrzał kobietę o ciemnych, bystrych oczach. - Pan to pewnie detektyw Ward? 
- Komisarz - poprawił ją i wszedł do mieszkania. Usunęła się, by zrobić mu miejsce.
Po krótkiej chwili usiedli na skórzanej kanapie w salonie. Liz nalała im wody, którą właśnie upijał Bradley. 
- Przyszedł pan w sprawie Maximiliana? - spytała rzeczowym tonem, podkreślając imię mężczyzny. Nie nazwała go Maxem, co było dla niego dziwne. Jej głos już nie był tak delikatny jak przy wejściu. Przejrzał ją w kilka sekund. A miał do tego cholerny dar. I wcale nie musiał używać swojej starej sztuczki "Jestem Tobą...". 
- Zabiłaś go, prawda? Na moście Key'a? - spytał, odkładając szklankę na stół. 
- Ja... - zająknęła się, po czym schowała twarz w dłonie. - Kochałam go, a on nie pozwalał mi sobie pomóc. Wie pan, byłam z nim jeszcze przed studiami. Skończył je, oboje je skończyliśmy - poprawiła się, podnosząc głowę tak, by mogła popatrzyć w jego jasne oczy. - Planowaliśmy ślub, a wtedy on znalazł nową miłość. Heroinę. Chyba ktoś wcisnął mu ją na imprezie. Później się uzależnił i nie chciał przestać brać. Zapisałam go na odwyk, ale jak widać, niewiele to dało. Pisał do mnie listy, chce pan zobaczyć?
Nie czekając na jego odpowiedź, podniosła się z kanapy i podeszła do kredensu. Wyjęła plik kopert. Podała mu jedną z nich. Uniósł brwi, lecz odpakował ją. Rozłożył list. Czytał.

19 luty 2014
Najdroższa Liz,
myślę o Tobie. Nawet wtedy, kiedy wstrzykuję sobie heroinę. Wiem, że chciałaś, bym się wyleczył. Ale ja nie potrafię. 
Raz dostałem nawet padaczki. Głód był ogromny. Jednak nie tak wielki jak pragnienie Twojego dotyku. Czemu nie możesz zrobić tego jeszcze raz? Brzydzisz się mnie? 
Spaliłem wczoraj wszystkie listy od Ciebie. Nie mogłem na nie patrzeć. Twoje urocze pismo wciąż błądzi przed moimi oczami. Mogłabyś... zabić mnie? Za to, że o Tobie wciąż myślę. Za to, że wciąż Cię kocham. I Ty też wciąż mnie kochasz. Tylko tego nie mówisz. Ale ja wiem. Każdy wie. Czekaj! Zmienię tylko troszkę poprzednie pytanie, bo wiem, że nie lubisz, kiedy zaczynam kreślić kartkę. 
Moglibyśmy zabić się razem? Na moście o czwartej nad ranem. To nasza godzina, pamiętasz? Paliliśmy wtedy papierosy na balkonie i piliśmy kawę. Tak, tę kawę, którą brudzę list. Trzęsą mi się ręce. Muszę wziąć kolejną dawkę. Przepraszam.


Max

- Poszłam tam wtedy, ale pan pewnie już to wie - odezwała się, kiedy Bradley skończył składać list i wepchnął go do koperty. Ta miłość była chora, ale również piękna. Postanowił, że kiedy wróci na komisariat napisze list do Silvany. - Zobaczyłam w jego kieszeni strzykawkę i nie wytrzymałam. Wepchnęłam mu igłę nie w rękę, a w szyję. Umarł na moich oczach. Poczułam wtedy wolność, czy to dziwne? 

♣ ♣ ♣

Wyszedł z jej domu i postanowił, że wpisze do dokumentacji całkowicie inne rozwiązanie. Osobiście dopilnuje, by ta kobieta nie trafiła do więzienia. Należało jej się leczenie. Za to wszystko, co przeżyła. Przy nim zadzwoniła do psychiatry, umawiając się na jutrzejszy dzień. Na pożegnanie go uściskała i ciągle dziękowała. 
Biurko skrzypiało, kiedy mocniej przyciskał długopis, ale nie przestawał pisać. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuł w sobie takiej chęci przelania uczuć na papier. I o dziwo, potrafił to zrobić. Nie każdy facet miał w sobie coś z romantyka. Złożył końcowy podpis na kartce i zapieczętował list. Wsunął go do szuflady. W tym samym momencie dostał wiadomość. Wyjął telefon z kieszeni marynarki i spojrzał na wyświetlacz.


Brady, kupisz wino? Wiem, że kupisz, bo inaczej nie będzie kolacji.


Uśmiechnął się, po czym szybkim krokiem opuścił biuro. W ręku ściskał torbę, a głowę zaprzątały mu myśli tylko o rudej. W trakcie pracy nie miał czasu na to, by krążyła po jego głowie. Wtedy skupiał się tylko na śledztwie. Wraz z opuszczeniem budynku czuł, że ten wieczór będzie wyjątkowy. I nie mylił się ani trochę. 

♣ ♣ ♣

Wyszedł ze sklepu z butelką wytrawnego wina. Zapomniał o nim, dlatego zaparkował samochód przed mieszkaniem i przemierzył dwie przecznice, by sprawić rudej przyjemność. Wieczorny spacer działał na niego orzeźwiająco. Dzięki Bogu, postanowili ułożyć sobie życie z dala od ruchliwych ulic i zanieczyszczeń Baltimore. Również mieszkali na obrzeżach, ale nie w takiej spelunie jak Max. 
Skręcił w prawo. Jego kroki zabrzmiały echem w ciemnej ulicy. Lampa zaczęła złowrogo mrugać. Bradley obejrzał się przez ramię. Wydawało mu się, że nie jest tutaj sam. Kiedy obrócił się z powrotem, ujrzał czarną sylwetkę kilka metrów dalej. Nim zdążył zrobić krok, człowiek ten skoczył ku niemu. Owinął jego szyję łańcuchem i uderzył w ścianę. Z ręki komisarza wypadła butelka wina, tłukąc się na małe kawałki. Głowa pulsowała mu bólem. Próbował kopnąć mężczyznę, lecz ten unikał jego ataków. Dusił go. Płuca paliły. Ledwo łapał powietrze. Widział już tylko ciemność. Upadł. 

- Powtórz, do cholery! Powtórz albo znów zaboli - słyszał męski głos, ale nie widział twarzy oprawcy. Poruszył się na krześle, do którego był przywiązany. Bolały go nadgarstki, a krew ściekała po policzku. Na czole miał świeżą ranę.
- Nazywam się Bradley Ward. Nie będę zabijał dla przyjemności - mówił przez zaciśnięte zęby.
Opierał się porywaczowi. Nie pozwoli, aby wpoił mu zachowania, o których mowa w nagraniu. Odkąd zawlekł go do piwnicy, ciągle słyszy słowa puszczane z magnetofonu. Morderstwo to przyjemność. Krew pachnie pięknie, a smakuje jeszcze lepiej. Tnę skórę jak papier. Ofiara krzyczy, ale lubię ten dźwięk. Morderstwo to przyjemność. Krew pachnie pięknie...
Zdarł mu koszulę. Nie trudził się, by odpiąć guziki, po prostu roztargał biały materiał. Był wściekły, Bradley słyszał jego przyspieszony oddech. Na twarzy miał maskę. Gdyby tylko jego ręce były wolne...
Krzyk rozległ się echem w zimnym pomieszczeniu. Przeraźliwy, rozdzierający ryk mężczyzny przywiązanego do metalowego krzesła. Skóra na jego brzuchu została przecięta długim ostrzem. Mężczyzna w masce ciągnął nóż coraz mocniej, a Ward krzyczał coraz głośniej. Rana ciągle się pogłębiała. Ciepła, czerwona ciecz moczyła jego spodnie, ale to nie było istotne. Niech tylko przestanie ciąć...

▬▬ ♣ ▬▬ 
Od autorki: Kolejna retrospekcja, ale nie miejcie mi tego za złe. Ta jest wyjątkowo ładna! No i przenieśliśmy się do rzeczywistości i tego, co dzieje się z Bradleyem. Jak zauważyliście, jest źle, a będzie jeszcze gorzej. Nasuwa się jednak pytanie. Silvana dowiedziała się o porwaniu Warda innego dnia. Jak więc miała wysyłać mu wiadomość, czekać na niego i niczego się nie domyślić? Otóż porywacz okazał się bardzo cwany, co wyjaśnię w kolejnym rozdziale. Chcielibyście więcej Bradleya? Mogłabym skakać między nimi w kolejnych rozdziałach. Każde pomysły piszcie poniżej : ) 

9 komentarzy:

  1. możesz skakać,tak trzymaj,świetnie ci idzie,mega!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ładny rozdział. Spodobał mi się i na pewno będę tutaj stałym gościem : )
    http://secret-hill.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. staje się coraz ciekawiej:))mam nadzieję,że będzie tak cały czas:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz bardzo ładny styl pisania :3 Czekam na kolejny rozdział i weny życzę ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję : )
      Nowy rozdział pojawi się pewnie dopiero w czerwcu, ponieważ jadę na wymianę do Niemiec i trochę mnie nie będzie.

      Usuń
  5. Zacznę od przeprosin. Przepraszam, że dotarcie tutaj zajęło mi tyle czasu, jednak w ostatnim miesiącu szkoła pochłonęła większość mojego wolnego czasu przez co nie miałam kiedy nadrobić u ciebie rozdziałów. Mam nadzieję, że rozumiesz.
    Teraz, kiedy już tu jednak dotarłam to kochana - łatwo się mnie nie pozbędziesz !
    Uwielbiam tematyka opowiadania i wiedz, że rozmawiasz z miłośniczką programów typy NCIS więc cóż... będę tutaj zdecydowanie częstym gościem.
    Kocham Gregorego ! Nie umiem wyjaśnić dlaczego, zwłaszcza, że w pojawił się zaledwie raz, jednak postać którą wybrałaś do jego odegrania tak mnie urzekła, że ahh.. No i kocham Teen Wolf, więc możliwe, że to również jest powód :D
    Bardzo mi szkoda Bradley'a, bo mimo, że nie jest moim ulubieńcem to super facet i nie mogłabym życzyć mu źle. Współczuje również Silvanie... Nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak ciężko jej jest :(
    Jeżeli jednak chodzi o sam twój styl pisania to powiem krótko - dziewczyno za te opisy masz u mnie taki szacunek, że wow... Są po prostu boskie !
    Już nie mogę się doczekać następnego !
    Całuje :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak się cieszę z Twojego komentarza. Przemiłe słowa i dziękuję, że zyskałam czytelniczkę!
      Nie musisz przepraszać, naprawdę. Ja sama muszę się wziąć w końcu za kolejny rozdział, bo byłam na wymianie w Niemczech, a później oni przyjechali do Polski i też trochę czasu mi to zajęło. Zresztą z depresji powyjazdowej muszę się wyleczyć :D Ale wstępnie mam przygotowany zarys, więc do końca czerwca coś dodam.
      Nie bez powodu wybrała Coltona do roli Gregory'ego. Jestem w nim zakochana od paru lat, właściwie od pierwszego sezonu Teen Wolf :D Jak na razie numer jeden na liście najprzystojniejszych aktorów, haha.
      Bradley'a nieco odwzorowałam na postaci Jima Gordona. W końcu jeden aktor, dlatego podobieństwa się od razu nasuwają.
      Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję :*

      Usuń
  6. Wcześniej zajmowałem się tylko medycznym blogiem, ale jak widzę, dużo masz tych talentów i zainteresowań. Teraz to musze przeczytać wszystko ! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na razie dużo tych rozdziałów nie mam, ale cóż nadrabiać blogi czas zacząć C:

      Usuń

Alexandra Katharina bajkowe-szablony