sobota, 3 października 2015

5. nie tak miało być


Telefon leżący na szafce obok łóżka dzwonił uporczywie, choć Silvana kilkakrotnie wyłączała alarm. Zawsze ustawiała go trzydzieści minut przed pobudką, bo wiedziała, że rano ciężko jej zwlec się z łóżka. Kiedy komórka znów zawibrowała, kobieta wyciągnęła ku niej rękę i przyciągnęła do siebie. Na ekranie nie było ikony budzika, lecz połączenie od Gregory’ego. Przeklęła cicho, nim odebrała. 
– Czego mnie budzisz? Nie ma nawet siódmej – mruknęła niezadowolona, a po drugiej stronie usłyszała śmiech. Przewróciła mimowolnie oczami.
– Pamiętasz tego sms’a, którego wysłał ci Brady? Pisał, że musi jechać do komisariatu w mieście obok, bo ponoć zostawił tam jakieś papiery. – Silvana stale milczała, więc ciągnął dalej. – Namierzyliśmy telefon. 
Nadal cisza. Mazzanti zirytował się i wykrzyknął do słuchawki:
– Słyszysz co mówię?! – Silvana wzdrygnęła się, kiedy usłyszała podniesiony ton głosu porucznika i momentalnie poderwała się z pościeli. 
– Możesz powtórzyć? Coś przerwało i nie dosłyszałam. 
Teraz Gregory przewrócił oczami, wzdychając. 
– Pakuj się. Będę za kwadrans. – Usłyszała dźwięk przerwanego połączenia.
Zsunęła się z łóżka, zrzucając z siebie kołdrę. Zatrzęsła się pod wpływem dotyku zimnych paneli pod stopami. Wsunęła na nogi miękkie papcie, po czym skierowała się w stronę kuchni, by zaparzyć kawę w ekspresie. Czy Mazzanti do reszty zgłupiał? Która kobieta zdąży ubrać się w piętnaście minut!, rozmyślała, opierając się biodrami o szafkę kuchenną. 
Kiedy do kubka wpłynął gorący napój, Silvana wróciła do sypialni i musiała powstrzymać się, by nie położyć się z powrotem do łóżka. Zasłała je, a następnie otworzyła szafę. Wyjęła z niej sportową torbę należącą do Bradleya. Rzuciła ją na dywan, po czym zaczęła się ubierać. Nie miała bladego pojęcia, co przygotował dla niej Gregory i wolała poczekać, aż przyjedzie, by wszystko wyjaśnić.
Dzwonek do drzwi zadzwonił, kiedy dziewczyna stała przed lustrem w łazience. Wypluła z ust pastę do zębów, odkładając przy tym szczoteczkę do kubka. Wytarła się ręcznikiem i poszła otworzyć chłopakowi stojącemu na zewnątrz.
– Dzień dobry! – wykrzyknął tamten, kiedy ujrzał zaspaną dziewczynę. Momentalnie na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech i Silvana poczuła, jak się rozbudza. 
– Czego się tak szczerzysz? – mruknęła, przyglądając się, jak chłopak ściąga buty. 
– Zabawnie wyglądasz, kiedy jeszcze do końca nie kontaktujesz. 
Ruszył do kuchni, odsuwając dziewczynę na bok. Jak zwykle miał uniesioną głowę i nie dostrzegł, że na podłodze w korytarzu leżały zwinięte skarpetki. Stracił równowagę. Mało brakowało, by upadł, a stojąca za nim Ana zanosiła się śmiechem. 
– Czego się tak szczerzysz? – naśladował ją Gregory, który również zaczął się śmiać. 
Przeszedł do kuchni i zauważając kubek leżący na blacie, chwycił go do rąk. Nim Silvana zdążyła zareagować, upił dość duży łyk. 
– Zrobiłaś mi kawę? Jakie to miłe! Nie wiedziałem, że stać cię na takie poświęcenie.
– Ja nie wiem, czy ty naprawdę jesteś taki głupi, czy tylko udajesz – mruknęła bardziej sama do siebie, niźli do porucznika. Nastawiła ekspres na kolejną kawę, bo brzydziło ją picie po Mazzantim. – To była moja kawa, ale jak już wypiłeś… Może zrobić ci śniadanie?
– Nie, już jadłem – powiedział, machając ręką. 
Silvana uśmiechnęła się, przymykając przy tym oczy. Wziął jej sarkazm na serio. Czy coś niedobrego działo się z Gregorym?
– Powiedz mi wreszcie, co cię podkusiło budzić mnie tak wcześnie, przyjechać do mojego mieszkania i wypić MOJĄ kawę? 
– Niech usiądę – orzekł, przechodząc między krzesłami, by usiąść na tym obok okna. – Przez telefon mówiłem, że namierzyliśmy komórkę Bradleya. Spałaś, więc nie słyszałaś. I – uniósł palec wskazujący ku górze – nie próbuj zaprzeczać, że tak nie było. Porywacz wysłał do ciebie wiadomość, a ty myślałaś, że to Brady, prawda?
Kiwnęła głową. Wzięła do rąk drugi kubek z kawą i usiadła naprzeciw Gregory’ego. 
– Chyba byli już wtedy w jego siedzibie, ale nie jestem pewny. Wziąłem tę sprawę. Wiesz, odnalezienia Warda. 
Między nimi nastała chwilowa cisza. Patrzyli sobie w oczy, lecz już nie z tą udawaną nienawiścią, jak mieli w zwyczaju, a z sympatią i wdzięcznością. Ręka chłopaka powędrowała ku dłoni Silvany, ale cofnął ją, szybko się opamiętawszy. 
– Sygnał był w Parkersburgu. Później się urwał. Jest nadzieja, Ana. Tylko trzeba w to uwierzyć.
Kreśliła palcem niewidoczne koła na drewnianym stole. Pierwszy raz zwrócił się do niej „Ana”. Niewiele osób tak mówiło, jedynie ci najbliżsi. Ciążyło na nich to, że ich znajomość ewoluowała. I od teraz nie będą jedynie znajomymi z kostnicy. Będą spędzać ze sobą więcej czasu, by odnaleźć Brady’ego. 
– Dlatego mówiłem, żebyś się spakowała. Jedziemy tam dzisiaj. Wrócimy pewnie jutro. Prawie sześć godzin jazdy, musimy jeszcze powęszyć, więc trochę nam z tym zejdzie. Rozumiesz? – Kiwnęła głową. – To ruchy! Pakuj się, a ja tymczasem poczytam gazetę. 
Użył znów swojego zawadiackiego uśmiechu, który Silvana orzekła „Uśmiechem numerem cztery”. Sięgnął po leżącą na stole prasę i przysunął ją ku sobie. Zajęty czytaniem artykułów na pierwszej stronie, nie zauważył, jak dziewczyna wróciła do sypialni i zajęła się wkładaniem ubrań do torby. 

♣♣♣
Siedzący za kierownicą Gregory raz za razem spoglądał na Silvanę. Ruda spała już dobre dwie godziny, pochrapując przy tym cicho. Wcześniej zrzędziła, że przez to wczesne obudzenie się jest zmęczona i chłopak dziękował Bogu, że wreszcie zasnęła, kończąc swoje wywody. Zdecydowanie lepiej wyglądała, kiedy miała zamknięte oczy. I zamknięte usta. 
– Wstawaj księżniczko – rzekł trzy godziny później, otwierając drzwi od strony pasażera. Pociągnął Silvanę za rękę i przytrzymał, dopóki nie wróciła jej koordynacja ruchowa, by mogła pewnie stanąć na betonie. 
– To już jesteśmy? – spytała, przecierając dłonią rozespane oczy. 
– Tak. Właściwie to zatrzymałem się tutaj, bo zgłodniałem. Ty pewnie też, ale jeszcze tego nie czujesz – zaśmiał się głośno. 
Ewidentnie się z niej nabijał. Potrzebowała więcej snu niż noworodek. Bawiła go nawet bardziej niż kiedy stała nad trupami i ze ściągniętymi brwiami wyjmowała ich wnętrzności na metalową tackę.
Kilka minut później siedzieli oboje przy stoliku obok okna. Jedząc hamburgery z niedopieczonym mięsem, przyglądali się, jak pierwsze krople deszczu spływają po szybie. W tle grała muzyka z lat dziewięćdziesiątych, a niemłoda już kelnerka wycierała szklanki, by następnie odłożyć je na półkę pod barem. 
– Gdzie będziemy teraz jechać? – zapytała dziewczyna, kiedy skończyła już wycierać usta serwetką. 
– Najpierw zarezerwować noc w motelu. Później – spojrzał na kartkę, którą wyciągnął z kieszeni skórzanej kurtki – na ulicę Cypress 12. A śpimy w Red Carpet. 
– Wszystko masz obcykane, co? – zaśmiała się, przyglądając się długim rzęsom skupionego chłopaka. 
– Jak zwykle. – Puścił jej perskie oko , po czym wstał i zasunął za sobą krzesło. 
– Nie schlebiaj sobie, Mazzanti – mruknęła, kiedy z powrotem znaleźli się w samochodzie. 

♣♣♣
Silvana była w kwaśnym nastroju po wizycie w motelu. Nie mieli wolnych pokoi, przez co musieli wziąć małżeński. Wcale nie uśmiechało jej się spać w jednym łóżku z Gregorym, a znając jego uparty charakter, na pewno nie zaśnie na kanapie. Ona także nie miała zamiaru poświęcać się, by porucznik mógł wygrzewać się na miękkiej pościeli. 
Nie odezwała się do niego, dopóki nie zaparkowali na chodniku niedaleko Cypress 3. Mieli kawałek do przejścia i nie wyglądało, by szli obok siebie w milczeniu. Chłopak od razu otworzył usta, nie wiedząc, że wstępuje na grząską ziemię. 
– Czeka nas ciekawa noc. Mam nadzieję, że nie dasz mi tabletek nasennych lub nie przywalisz mi książką. 
– Uwierz mi, chciałabym. Na twoje szczęście nie wzięłam żadnej z rzeczy, które wymieniłeś – burknęła, patrząc na czubki swoich butów. 
Mazzanti spoglądał na nią z góry i przygryzał wykrzywioną w uśmiechu wargę. Czerpał przyjemność z irytowania rudej, choć niejednokrotnie uderzyła go czymś, co akurat miała pod ręką. Dzisiaj była wyjątkowo spokojna, choć pluła jadem jak żmija, odkąd recepcjonistka wepchnęła im pokój małżeński. 

♣♣♣
– Cholera! – przeklął Gregory, kopiąc najbliżej stojący kosz na śmieci. 
Silvana siedziała na chodniku i podpierała dłonią głowę. Po policzku ciekła jej pojedyncza łza. 
Okazało się, że pod adresem Cypryss 12 nie ma nic innego, jak zwykły bar. Pewnie porywacz wstąpił tutaj po coś do jedzenia i przy okazji wysłał wiadomość do dziewczyny Bradleya. Nie zmieniło to faktu, że znów znaleźli się w ciemnej dupie, jak wcześniej powiedziała ruda. Pozostali z niczym i nie zapowiadało się, by szybko znaleźli jakikolwiek trop. A przyjechali do Parkersburga z ogromną nadzieją, że coś w tym mieście pozwoli im odkryć, gdzie znajdował się Ward. 
– Gregory? – zwróciła się do chłopaka cichym głosem. 
Wstała i położyła mu rękę na ramieniu. Patrzyli na siebie, nie odzywając się ani słowem. Później Silvana skierowała wzrok na kosz, który wcześniej kopnął porucznik. I nagle ją olśniło. 
– Popatrzmy do śmietnika. Może tutaj wrzucił telefon. 
Rozsunęła zamek torebki, po czym wyjęła z niej dwie pary rękawiczek winylowych. Spojrzała na Gregory'ego i zaśmiała się głośno.
– Już się tak nie krzyw. Ubieraj! 
Pociągnęła chłopaka za rękaw i oboje zanurkowali dłońmi w worku na śmieci. Kilku przechodniów patrzyło na nich spod podniesionych brwi, lecz nie zwrócili na nich szczególnej uwagi. Tak jakby grzebanie w śmietnikach w Parkersburgu było na porządku dziennym. Dziewczyna czuła pod palcami różne przedmioty, a kiedy dotknęła czegoś oślizgłego chciało jej się wymiotować. Dobrze, że nie widziała, co znajdowało się w środku. 
– Mam! – wykrzyknęła w końcu, unosząc ku górze rękę. W brudnej dłoni ściskała telefon.
Chłopak także wyjął ramię z kosza. Otrzepał się, po czym wyjął z kieszeni plastikowy woreczek, którego używali do przechowania dowodów. 
– To jego – powiedziała ruda, wkładając ostrożnie komórkę do opakowania. – Poznałam po naklejce z boku. Widzisz?
Pokiwał twierdząco, kiedy zauważył małą literkę „s” po prawej stronie telefonu. S jak Silvana. Rany, oni naprawdę się kochali. 
– Przynajmniej mamy dowód. Oddam go jutro do laboratorium, bo lepiej, żebyśmy my tego nie dotykali. Zatrzemy odciski palców, jeśli takie się tam znajdują. 
Ich nastrój odrobinę się polepszył, choć i tak nie byli w najlepszym stanie. Gregory wyszedł jeszcze do sklepu, by kupić butelkę wysokoprocentowego alkoholu. Zarzekł, że ulży im po kilku kieliszkach. Kiedy już znaleźli się w motelu, zamówili telefonicznie pizzę z podwójnym serem. Silvana próbowała włączyć telewizor pilotem, w którym nie działały baterie, a porucznik leżał na łóżku i patrzył na sufit. W powietrzu czuć było gęstą atmosferę, dlatego Mazzanti podniósł się z posłania. Na stole położył kieliszek, który znalazł w szafce i nalał do niego wódki.
– Pij – powiedział do rudej, która odpuściwszy położyła pilot na komodzie. 

♣♣♣
– A wtedy ona powiedziała, że kiedyś byłem milszy. Nigdy nie byłem miły – ciągnął swoją opowieść Gregory. 
Gryzł przy tym zimną już pizzę i śmiał się, kiedy dziewczyna naprzeciwko także się śmiała. Oboje byli kompletnie pijani. Butelka leżąca na podłodze, była już opróżniona. Procenty zawarte w alkoholu zaciemniały ich umysły i pozwalały zapomnieć o nieudanej próbie znalezienia Brady’ego. 
– Kiedyś znałam podobnego do ciebie, Mazzanti – przerwała mu, kładąc chłopakowi palec na ustach. – Myślał, że może zdobyć świat, a nie zdobył mnie. Próbował, ale nie mógł. Coś go blokowało. Ja go blokowałam, wiesz? 
– Sądzisz, że ja nie mógłbym cię zdobyć, Bouvier? – spytał, unosząc brwi. 
Przysunął się bliżej dziewczyny, tak, że dzieliło ich zaledwie kilka milimetrów. Patrzyła na niego swoimi wielkimi jak spodki oczami, czekając na jego ruch. On ociągał się jednak, pragnął wzbudzić w niej pożądanie. Nawet po pijaku nie dałaby mu tej satysfakcji. 
– Mylisz się. Grubo się mylisz, ruda. 
Włożył dłonie pod jej uda i położył ją na swoich. Na jego ustach zagościł uśmiech, który pojawiał się jedynie w nietrzeźwym stanie właściciela. Oblizał jej wargi. Miał ciepły język, którego gorąco przelało się na ciało dziewczyny. Na jej policzkach zaostrzyły się wypieki, a w oczach zabłysnęła nieznana iskierka. 
– Pieprzyć to – mruknęła, zanim mocno go pocałowała.
Objął rękami jej twarz i przycisnął ją mocniej do swojego torsu. Słuchając jej cichych jęków, nie przerywał wędrówki własnego języka pomiędzy jej wargami. Przejechał nim po prostych zębach Silvany. Czuł, jak denerwowało ją oczekiwanie. Napięła się, nabrała więcej powietrza do płuc. Nie mógł już wytrzymać i złączył ich języki w namiętnym tańcu, przyciągając ją do siebie. Opadli na śmierdzące stęchlizną poduszki, lecz wtedy nie odczuwali ich zapachu. 

▬▬ ♣ ▬▬
Od autorki: Według mnie, jak na razie jest to najlepszy rozdział. Długi, rozbudowany, z milionem emocji, ale najlepszy. Spędziłam przy nim trochę czasu podczas przedostatniej nocy sierpnia, a obok leżał pusty kieliszek po winie. Może dlatego końcówka jest taka, a nie inna, haha. Procenty działały tu i tam. 
Nie mam pojęcia, kiedy wezmę się za kolejny rozdział. Dobija mnie to, że w domu jestem jedynie w weekendy i nie mam na nic czasu. Nocami oglądam seriale, piszę listy, uczę się. Za dnia spotykam się ze znajomymi, rodziną. Miejsce na blogi jest gdzieś zawieruszone, zapomniane. Myślę, że w połowie października ogarnę już wszystko i postaram się coś napisać. Jednak pierwsze w kolejności są Groty Duszy, bo nie zaczęłam nawet zdania nowego rozdziału.
Tekst zbetowała Aranel i, jak zwykle bardzo jej za to dziękuję. Powodzenia w przeprowadzce, kochana!
Trzymajcie się, miśki :*

12 komentarzy:

  1. Dopiero teraz zajrzałam do zakładki z bohaterami i trochę mi się nie zgadza ich wiek. No bo Gregory jest niby porucznikiem, a ma 24 lata? To nierealne, żeby w tak młodym wieku zajść tak daleko. Na każdym stopniu trzeba odsłużyć określoną ilość lat, więc nie ma możliwości, by tak szybko awansował. Silvana ma 22 i już pracuje w zawodzie? W tym wieku ludzie się jeszcze uczą. Troszkę mi to wszystko zgrzyta, ale przymknę oko ;p
    Nie podobała mi się końcówka... Nie ze względu na złe napisanie, broń boże, ale ze względu na wydarzenia. Poszła z nim do łóżka bez żadnych oporów i to mnie trochę zdruzgotało. No bo jej ukochany zaginął, teraz go szukają, a w między czasie sypia z kolegą z pracy. No mam ochotę ją palnąć w łeb! Tym bardziej teraz, kiedy wreszcie śledztwo ruszyło, bo znaleźli dowód. Ciekawa jestem jak potem spojrzy w oczy Bradowi, jak go znajdą.
    Pozdrawiam! ;*
    I zapraszam do siebie na nowy;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałam postarzać bohaterów, dlatego sprawy mają się tak, a nie inaczej. A Mazzanti to żaden porucznik, jedynie posługiwałam się takim zwrotem. To zwykły komendant, zastępujący teraz Bradleya. Niedługo mi samej zacznie się to mieszać haha :D
      Nie oceniaj Any tak krytycznie! Pospoileruję trochę, ale ona się nie prześpi z Gregorym. Będzie miała miejsce zabawna sytuacja i... DOBRZE, NIC JUŻ NIE MÓWIĘ!
      Pozdrawiam także i zaraz zerkam :*

      Usuń
    2. Jeśli rzecz się dzieje w USA to komendant stoi kilka stopni wyżej nad porucznikiem;)

      A wpadłam, żeby powiadomić o nowym rozdziale u siebie;) Zapraszam jeśli masz chęć.

      Usuń
    3. Kompletnie się na tym nie znam, więc – proszę – ignoruj te moje paplaniny o stopniach policyjnych haha :D
      Mm Twojego bloga w jednej z kart i powinnam być na bieżąco już w grudniu.

      Usuń
  2. Nie spojleruj więcej!!! :D

    „Uśmiechem numerem cztery” - nie powinno być "Uśmiechem Numer Cztery"? Tak by wynikało z gramatycznego szyku zdania ;)

    Ogólnie super! I czekam niecierpliwie na rozwój wydarzeń! :D

    PS Nie waż się zrobić z Any takiej suki, jaką myślałam, że chcesz zrobić :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za poprawkę!
      Cieszę się, że Ci się podoba :3
      Spokojnie, Ana się ogarnie, haha.

      Usuń
  3. Nie wyświetla mi się nagłówek. To wina przeglądarki, czy po prostu nie ma?
    Bardzo fajny podkład do czytania :)
    Mamy tutaj postać imieniem Gregory - nie wiem jeszcze co o niej myśleć. Kupił alkohol, więc raczej spodziewał się, że razem z Silvaną się upiją. Chciał ją tylko wykorzystać?
    Czekam na więcej.
    Weny ;*
    http://dwaswiatyblog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jaką masz przeglądarkę?
      Tak okrutnie nie mogłam dobrać muzyki, a tu proszę :D
      Gregory to porządny facet. Kupił alkohol, bo udało im się odnaleźć ślad po Bradleyu, a Silvana... DOBRZE, już nic nie piszę, bo to będzie mocne spoilerowanie :D
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  4. Znalazłam twojego bloga przypadkiem i nie żałuję. Trochę musiał poleżeć w zakładkach, zanim się za niego zabrałam, ale w końcu oto jestem! I bardzo podoba mi się to, co przeczytałam.
    Fabuła - świetna. Naprawdę. Pomysł z porwaniem i praniem mózgu? Bomba. Zrobienie z policjanta mordercy, to jest coś. Jestem ciekawa jak dalej potoczyła się historia Jamesa, że wkroczył na ścieżkę zabijania.
    Postać Silvany (dziwne imię, nie mogę go zapamiętać) przypadła mi do gustu, chociaż w tym rozdziale trochę mnie wkurzyła. Ta sytuacja Mazzantim wyskoczyła tak nagle. Rozumiem, byli pijani, ale przecież kocha Bradley`a, tak? No kurcze. Chociaż powiem szczerze, że końcówka bardzo mi się podoba i mimo wszystko czekam na dalszy rozwój sytuacji między Silvaną a Gregorym.
    Ciekawa jestem kiedy oni odnajdą Bradleya, a jeśli to się stanie, jak to przebiegnie. Na pewno będą w głębokim szoku, gdy zobaczą jaka zmiana w nim zaszła. Na pewno będzie ciekawie.
    Dodaję do obserwowanych, życzę masę weny i pozdrawiam!

    W wolnej chwili zapraszam do siebie: all-except-you-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaką radość sprawiły mi Twoje słowa! James będzie trochę skomplikowaną postacią i sama mam mętlik w głowie, kiedy myślę o jego przeszłości oraz charakterze. Może rozpracuję to na tyle, by opisać to zrozumiale i przejrzyście. Przynajmniej na to liczę :)
      Prawda? Chciałam, żeby główna bohaterka czymś się wyróżniała i padło na imię, haha :D Kocha, kocha – tutaj nic się nie zmieniło. Końcówka, nie chwaląc się, całkiem dobrze mi wyszła. Tak mnie korciło, żeby wprowadzić gdzieś wątek niby "miłosny" poza tym związanym z Silvaną i Bradleyem.
      Myślę, że dziesiąty rozdział mam ciekawie zaplanowany i faktycznie będzie szokujący.
      Pozdrawiam i na pewno Cię odwiedzę :3

      Usuń
  5. Hej, Słonko, kiedy nowy rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem w trakcie pisania, ale bardzo opornie mi to idzie, bo szkoła na maxa mnie przytłoczyła. Na początku grudnia coś powinno się pojawić :)

      Usuń

Alexandra Katharina bajkowe-szablony