wtorek, 12 maja 2015

1. Przeszłość usłana różami

Muzyka - kliknij.

Opuściła kostnicę wcześniej niż planowała. Atmosfera panująca w podziemiach coraz bardziej ją denerwowała. Samotność ciążyła bardziej niż zwykle. Zapach, do którego już przywykła, znów zaczął drażnić jej nozdrza. Zimno przenikało każdą komórkę jej ciała, a sam dotyk stołu do sekcji zwłok przeszywał ją wskroś. Cienka koszulka przepuszczała chłodne powietrze, wywołując u niej ciarki. Nigdy wcześniej nie czuła się tak niekomfortowo w swoim azylu. Przed wyjściem z miejsca pracy musiała przywrócić je do porządku. Z biurka zrzuciła każdy plik dokumentów jaki się tam znajdywał, gdzieś dalej leżał rozbity wazon, nawet lampka na tym ucierpiała. Skroń dziewczyny przeszywał nieopisany ból. To dziwne, bo nawet się nie zraniła. Jednak katusze można czuć zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Ona swój punkt znalazła pomiędzy tymi dwoma. W pośpiechu weszła do windy. Kliknęła szary guzik. Nerwowo tupała nogą, bo wydawało jej się, że jazda trwa już dobre kilka minut. Wjechała na parter i nie żegnając się z nikim, ruszyła do drzwi głównych. Na zewnątrz padało. Deszcz moczył jej twarz, lecz mimo to nie wytarła jej. Chciała jak najszybciej wrócić do mieszkania. Kiedy już przekręciła klucz w zamku, zsunęła z nóg buty i poczuła chwilową ulgę. To błogie uczucie nie trwało długo, momentalnie osunęła się w dół po ścianie.

Nad garnkiem unosiła się gorąca para. Kobieta przy kuchence zamieszała zawartość kociołka, uśmiechając się lekko. Odetchnęła powietrzem, które jeszcze nigdy nie pachniało tak przyjemnie. Pewnie dlatego, że zazwyczaj nie gotowała. Tego wieczoru postanowiła jednak zrobić kolację. Tak bez okazji, z własnej nieprzymuszonej woli. Podniosła łyżkę do ust i oblizała jej zawartość. Zupa smakowała przepysznie, a samo połączenie pora oraz brokuła nadawało cieczy ładny zielony kolor. Palcem prawej ręki włączyła radio stojące na blacie szafki. Jej ust dopłynęła błoga muzyka, której tak bardzo lubiła słuchać. Zakręciła się w miejscu, odrzucając włosy w tył. Nim zdążyła się zatrzymać, do mieszkania wszedł Bradley. Widząc ją tak roześmianą i promienną, zdjął płaszcz, by podejść do niej jak najszybciej. Kiedy już to zrobił, objął ją w talii. Obrócił, przyciągnął do siebie, aż w końcu pocałował. Zlizał z jej ust resztki gotującej się zupy, a ona mruknęła z zadowoleniem. Kiedy piosenka na dobre się rozkręciła oni tańczyli już dłuższą chwilę. Mężczyzna zsunął z jej szczupłych ramion biały fartuszek z koronkowym wykończeniem. Materiał upadł na podłogę bez najmniejszego szelestu. Poruszali się powoli zupełnie jak podczas ich pierwszego wspólnego balu. Miał on charytatywny charakter i pojawiła się na nim sama śmietanka towarzyska. W tym Bradley, który piastował wysoką pozycję na posterunku. Pamiętała ten dzień bardzo wyraźnie. 

Zanurzyła się w gorącej wodzie po same uszy. Włosy beztrosko pływały obok jej twarzy, na ciele piętrzyła się pachnąca piana, a z odtwarzacza nad wanną leciała jazzowa muzyka. Może nie wydaje się to wyjątkowe, lecz dla niej było. Policjant, który często odbierał ciała z kostnicy postanowił po raz kolejny zaprosić ją na wspólny wieczór. Umówili się już dwa razy, choć pierwszy wypadł bardziej z przypadku niż zaproszenia. Wpadli na siebie w mieście, kiedy Silvana ściskała w ręku papierowy kubek z kawą. On również miał zamiar kupić ten cudowny napój i zaproponował, żeby wypili go razem. ''Nie patrz tak na mnie, przecież nie widzimy się po raz pierwszy" - powiedział wtedy. Usiedli na próchniejącej ławce w miejskim parku, po której spacerowała biedronka. Bradley podniósł ją wówczas i położył na dłoni rudowłosej. Owad podjął się kolejnej wędrówki, by następnie odlecieć w dal. To krótkie spotkanie zaważyło nad ich późniejszym wspólnym losem. 
Podniosła się z wody, pozwalając jej spływać po szczupłych ramionach. Chwyciła ręcznik, wiszący obok wanny i owinęła nim ciało. Stanęła jedną nogą na posadzce, by chwilę później postawić tam drugą. Spojrzała na zaparowane lustro, po czym wypuściła wodę z wanny. Wróciła do salonu z lakierem do paznokci w ręce. Miał on piękny lawendowy kolor. Siedząc na kanapie, kończyła robić manicure. Wróciła z powrotem do łazienki, w której jeszcze unosił się przyjemny zapach olejku do kąpieli. Oparła się o kant wanny i zaczęła nacierać nogi balsamem waniliowym. Kolejny wspaniały aromat, który uwielbiali jej byli kochankowie. Bradley od samego początku był inny, lecz ta rzecz nigdy nie różniła mężczyzn. 
Kiedy wyszła z budynku mieszkalnego, przed nim stała już czarna limuzyna. Na widok kobiety jej drzwi się otworzyły. Ze środka wyszedł Ward ubrany w dopasowany smoking oraz muszkę pod szyją. Zakryła usta dłonią, gdyż miała ochotę się zaśmiać. Kolorem dopasował kokardę do jej sukienki. Odcień szarości na materiale, który ją okrywał, błyszczał teraz w świetle ulicznej latarni. Ale to pewnie dlatego, że strój pokrywały malutkie diamenciki. Mężczyzna uśmiechnął się widząc jak pięknie wygląda jego partnerka. Chwycił ją pod rękę i zaprowadził do limuzyny. Tam poczęstował ją słodkim winem. 
- Nie wiedziałem, że dziewczyny z kostnicy potrafią wyglądać tak żywo - zaśmiał się, dotykając dłonią jej różowego policzka. 
Spojrzała na niego z byka, na co on zareagował kolejnym śmiechem. Już wtedy zaczynał jej się podobać. Jak nikt inny kiedykolwiek wcześniej. Może dlatego miała w sobie pewną blokadę, którą przełamała w połowie wieczoru.
Orkiestra usytuowana w kącie sali bankietowej zaczęła koncert. Mężczyzna z długimi włosami grał tak, aż się ludzie zadziwiali, a jemu się zdawało, że mu dusza wlazła do skrzypiec i że on ją smyczkiem smaga, smaga i smaga. Sama kobieta nie kryła podziwu dla nieznajomego muzyka. Zauważył to Bradley i pociągnął ją na drewniany parkiet. Wtedy już kompletnie straciła głowę. Poruszał się z taką lekkością, a zarazem idealnie prowadził partnerkę. Jego ciepłe ręce. Tak bardzo chciała je całować. Silne ramiona, w których skryła na chwilę głowę. I ten zapach. Pachniał niesamowicie. Jak słońce. Z gracją chwycił ją w talii, po czym przechylił nad podłogą. Jeszcze nigdy nie widziała u mężczyzny tak szczerego uśmiechu. Kiedy muzyk zaczął grać nieco żwawiej, Bradley obrócił ją kilka razy, a następnie przyciągnął do siebie. 
- Chodź ze mną. Chcę Cię całować tak jakby to była ostatnia rzecz, którą zrobię - wyszeptał jej do ucha. - Cholera, pragnę dziewczyny z kostnicy. Mówił Ci ktoś wcześniej, że masz ręce zimne jak nieboszczyk? Nie myślałaś nad zmianą miejsca pracy? 
Zaśmiała się na jego słowa, a rumieniec nie schodził z jej policzków. Zaprowadził ją za kuchnię. Miejscem gdzie się znajdowali była restauracja, zamknięta na czas balu. Posadził ją na rogu czarnej zamszowej sofy. Był przy tym tak władczy, a ona nie chciała protestować. Ciepłymi wargami dotknął wgłębienia pomiędzy jej obojczykami. Odchyliła głowę do tyłu, by dać mu więcej przestrzeni. Czuła jakby jej dusza opuściła ciało. Unosiła się w powietrzu obok i patrzyła na wszystko co się dzieje. Bosymi stopami dotknęła trawy w raju, nie chcąc wracać. Ścisnęła mocno ramię Bradleya, kiedy całował jej szyję. Nie mogła tak dłużej. Wyprostowała się i bezceremonialnie zbliżyła twarz do jego twarzy. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, by następnie zatopić się w pocałunku tak namiętnym, że jego opisanie zdaje się niewykonalne. Zaplątał ręce w jej błyszczących włosach, coraz bardziej na nią napierając. Drżącymi dłońmi objęła go za kark. Oderwali się od siebie na krótką chwilę, chcąc zaczerpnąć oddechu. Kolejny pocałunek był delikatniejszy, ale pewnie dlatego, że w holu rozległy się kroki. 
Po przyjęciu odwiózł ją pod dom. Nie zaprosiła go do środka, a on nawet na to nie nalegał. Pocałował gładką skórę jej dłoni na pożegnanie, które nie mogło być ich ostatnim. Chwycił ją za rękę i obiecał, że wróci. 

Podniosła powieki. Momentalnie uderzyła ją ciemność panująca w mieszkaniu. Zapomniała nawet zaświecić światła, a pod ścianą siedziała dobre kilkadziesiąt minut. Wspomnienia napływały tak szybko i wcale nie chciały znikać. Bolała ją wizja spędzenia nocy w zimnym łóżku bez rozczochranej głowy Bradleya na poduszce obok. Jej nogi zawsze oplatały jego, a on obejmował ją silnym ramieniem i tak trwali aż do świtu. Dzisiaj zaśnie i obudzi się sama. Rano zadzwoni budzik, a ona podniesie się z pościeli bez większego entuzjazmu. Mężczyzna zawsze wstawał kilka minut wcześniej, by zaparzyć ich ulubioną kawę. Kiedy ona otwierała oczy widziała go krzątającego się po sypialni w samych bokserkach. Ceniła, że sam prasował sobie idealnie białą koszulę i nie wykorzystywał jej na każdym kroku. Miał piekielnie władczy charakter, któremu zazwyczaj dawała za wygraną. Zauważając ruch w łóżku, Bradley podchodził i całował ją w czoło. Teraz tego zabraknie, Bóg wie na jak długo. Może porywacz odezwie się z okupem. Nie zniesie kolejnego pogrzebu, bo na takowych bywali ostatnio dosyć często. Czarna woalka zakrywała jej bladą twarz, kiedy procesja podążała wąską kościelną ścieżką. To dziwne, że nie zwróciła odwagi na to jak często odchodzą z tego świata policjanci. Często przecież przywozili ich zwłoki do biura koronera. Codzienna rutyna chyba pozbawiła ją świadomości, że są to stróże prawa. Bradley wspominał kilka razy przy kolacji, że zaczyna ubywać im funkcjonariuszy, lecz nie wyraził się zupełnie jasno. Oni nie odchodzili z własnej woli, a cichego zabójcy oraz porywacza. Ale dlaczego właśnie policjanci?
Podeszła do komody, która należała do Warda. Otwarła drugą szufladę. Tam, owinięty w skarpetki, spoczywał Glock 17. Mężczyzna chyba nie do końca zdał sobie sprawę, że Silvana układa mu ubrania i szybko znalazła pistolet. Z wieszaka w kuchni zdjęła czystą ściereczkę. Zaczęła powoli czyścić pistolet, wyobrażając sobie, że jego naboje przeszywają klatkę piersiową degenerata.

▬▬ ♣ ▬▬
Od autorki: Dzisiaj dużo retrospekcji, sama akcja została odłożona na dalszy plan. W kolejnym rozdziale przeniesiemy się do ''strefy Bradleya" i może zrobi się ciekawiej. Mam już wstępne plany co do rozwinięcia historii, a nawet jej zakończenia, więc myślę, że pociągnę tego bloga dłużej. Zazwyczaj kończyłam akcję po kilku rozdziałach bez żadnego ładu i składu. Czy teraz jest dobrze - oceńcie sami.

3 komentarze:

  1. masz świetny styl,taki zarazem lekki i dojrzały;)udało Ci się też zgrabnie połączyć retrospekcje z teraźniejszością,co nie jest łatwe:) więc jak narazie wielkie brawa i mam nadzieję,że będziesz pisać tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo przyjemnie sie to czyta,są błędy,ale każdemu się zdarzają,rozwijaj się dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się spodobał ten rozdział... pozostaję tu na dłużej i będę zaglądała regularnie c:

    OdpowiedzUsuń

Alexandra Katharina bajkowe-szablony